piątek, 14 grudnia 2012

38. Czerwona szminka

Wydawałoby się, że ten blog umarł, ale nie. Jestem, żyję i jak pójdzie dobrze, w najbliższym czasie żyć zamierzam. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś czyta te moje amatorskie wypociny. Dedyk dla wszystkich czytelników, tak na przeprosiny. Zamierzam zrobić Wam niespodziankę na Święta, także w tym okresie możecie ogarniać mojego bloga. Miłego czytania!
,,Więc oto powiem ci, że muzyka jest jak morze.
 Stoimy na jednym brzegu i widzimy dal,
ale drugiego brzegu dojrzeć niepodobna.’’
,,Quo vadis’’, słowa Petroniusza
Megan po raz ostatni przed wyjściem spojrzała w lustro. Czerwona szminka podkreślała jej pełne usta, makijaż współgrał z delikatną urodą. Do tego obcisły top z brokatami i krótka ognistoczerwona spódniczka. Meg wsadziła stopy do butów na wysokich obcasach i zawołała w stronę schodów:
            - Billy, ja jestem już gotowa! Schodzisz?!
            Po chwili Kaulitz zszedł w swoim oryginalnym, eleganckim, ciemnym stroju.
            - Co jak co, ale ubiorem dzisiaj pasujemy do siebie – podsumowała kobieta, nie kryjąc podziwu. Przerzuciła małą torebkę przez ramię, po czym oboje opuścili swój dom. Przeszli do samochodu i po jakimś czasie ruszyli. W trakcie jazdy Bill zadzwonił do brata i gdy dowiedział się o jego smutnej sytuacji, starał się go jakoś pocieszać. W końcu dojechali do klubu, a Bill musiał zakończyć rozmowę. Zaparkowali blisko wejścia i weszli do oświetlonego budynku, mijając ochroniarzy. Muzyka w środku huczała, a wiele osób już było pijanych. Trafili w sam środek zabawy. Podeszli do baru i zamówili po whisky. Megan prosiła o następne i następne drinki, także już po kilkunastu minutach byli wstawieni. Megan zaciągnęła partnera na parkiet i tańczyli w najlepsze. Byli najefektowniejszą i najnamiętniejszą parą na tej imprezie, mimo że Bill zapowiadał się fatalnym tancerzem. Dziewczynie uśmiech nie znikał z twarzy i nie brakowało jej energii. Zmęczona (i spocona) para znów podeszła do baru, by odpocząć i przy okazji napić się czegoś mocniejszego. Alkohol huczał im w głowach i oboje myśleli tylko o tym, by zaszaleć. Liczyła się ta chwila. Nie kontrolowali swoich ruchów, zaczęli się namiętnie całować. Kobieta na chwilę oderwała się i wymruczała Billowi do ucha:
            - Misiaku, wracajmy do domu, do naszej sypialni…
Kaulitz posłuchał i po chwili wyszli z rozbawieniem na twarzach, potykając się, za każdym razem wybuchali śmiechem. Z trudem wsiedli do samochodu.
            - Billy, nie prowadź, jesteś pijany, nie wolno łamać prawa, a przecież możemy dokończyć tutaj – wybełkotała Meg.
            - Nie możemy… A ty niby nie jesteś pijana?
Meg zachichotała, a Bill ruszył.
****
Simone tępo krążyła między Tomem, a drzwiami sali, w której leżała Ria. Blondynka zmarszczyła brwi, intensywnie myśląc.
            - Tom, ja nie mogę tutaj zostać dłużej. Miałam przyjechać tylko na jeden dzień, muszę pojutrze wracać do Niemiec – odezwała się w stronę syna.
            - No w porządku, rozumiem…
            - Ale mi chodzi o to, że nie poradzisz sobie sam z małym. Najlepiej by było gdyby pomogła ci jakaś kobieta, ale obcej niańki nie będziesz wynajmował… - myślała głośno.
            - Boże, przecież Ria się niedługo wybudzi. Poradzę sobie – zapewniał zmęczony chłopak.
            - Jasne. A może… Może przeprowadziłbyś się z małym do Megan i Billa. Byłoby ci łatwiej, miałby ci kto pomóc przy dziecku... Hym? – Spytała, przystając na chwilę.
            - Nie będę im się zwalał na głowę. Coś ty…
            - Nie, Bill na pewno się zgodzi, a Megan nie ma tu nic do gadania. W końcu się do czegoś przyda, skoro i tak siedzi w domu.
Tom tylko westchnął z rezygnacją, a Simone wyjęła komórkę.
****
Zataczając kółka, wtoczyli się do domu w znakomitych humorach. Najpierw Bill, który od razu padł na kanapę. Później Megan z niewyraźną miną. Od razu rzuciła się w stronę toalety. Po chwili wróciła do przestrzennej kuchni, zażyła jakieś tabletki i padła na kanapę.
            - Wszystko w porządku? – Spytał nietrzeźwo Bill.
            - Bill, wymiotować mi się chce po tym alkoholu… Ja pierdole, głowa mi zaraz pęknie – wyjęczała, krzywiąc się z bólu.
            - Czyli rozumiem, że już ci przeszła ochota na seks? – Spytał.
            - Proszę, przestań. Ja umieram z bólu, a ty mi tutaj… Zresztą to podobne do ciebie, w końcu jesteś facetem-egoistą… - narzekała.
            - Szkoda. Jak byłaś pijana, to byłaś milsza – powiedział Wokalista, nieprzytomnie próbując usiąść. – Myślisz, że mogę iść teraz spać?
            - Tak – odparła szorstko.
            - Super – podsumował, po czym z powrotem buchnął na kanapę. Ułożył się na boku (jak pies) i po chwili… Zadzwoniła jego komórka. Meg nie reagowała, za to Kaulitz przeklnął i rzucił się na poszukiwanie telefonu. Niezdarnie mu to szło, ale zdążył odebrać.
            - Czego? – Rzucił.
            - Boże, czy ty jesteś pijany? Jezus, Billy, ja wiedziałam, że przez nią się stoczysz… - lamentowała Simone.
            - Nie, nie jestem Bogiem ani Jezusem. Po co dzwonisz? – Zgasił ją Kaulitz.
            - Wymyśliłam w końcu zajęcie twojej dziewczynie. Jak wiesz, Tom jest sam… Znaczy Ria zapadła w śpiączkę, w niedługo wypisują małego ze szpitala. Tom będzie mógł go zabrać, ale sam sobie nie poradzi. Do tego potrzeba kobiety, nawet takiej jak twoja dziewczyna. Dlatego… Tom chce się do ciebie przeprowadzić na jakiś czas z małym. Masz kilka wolnych pokoi, więc myślę, że z miejscem nie będzie problemu. Musisz się tylko zgodzić… - wyrzuciła Simone.
            - Ta dziewczyna ma na imię Megan. M-E-G-A-N! I ja muszę się z tą Megan naradzić – wytłumaczył Bill.
            - Ale…
            - Mamo! Poczekaj chwilę… - powiedział, po czym zapytał Megan. Kobieta przytaknęła, a Kaulitz zwrócił się do matki:
            - Dobrze. Tylko kiedy oni przyjadą?            Zresztą sam zadzwonię do Toma. Pa!
I nie czekając na odpowiedź, rozłączył się. Wybrał numer bliźniaka.
****
            - Myślę, że pacjentka lada dzień może się wybudzić. Obserwujemy jej stan zdrowia i wszystko na to wskazuje… - tłumaczył stary lekarz. – A dzisiaj zabiera pan synka?
            - Tak, właściwie to zaraz. A co do Rii… pomimo wszystko wolę sobie nie robić złudnej nadziei – odparł Tom, Simone stała obok niego.
            - Złudnej? Medycyna w takich przypadkach nie jest przewidywalna, ale jestem już lekarzem dobre 30 lat i zazwyczaj takie śpiączki trwają kilka dni albo… kilka lat.
            - To skąd pan wie, że Ria nie zapadła w śpiączkę na kilka lat? – Zapytała Simone.
            - Wiem, bo na to wskazuje jej stan – powiedział lekarz z uśmiechem, po czym powoli odszedł.
            - Mhm, uargumentowana odpowiedź… - mruknął cicho Tom. Simone ruszyła w stronę pomieszczenia, gdzie leżał jej wnuczek.
****
            - Czyli z wyjazdu nici? – Spytał smutno Bill, dolewając sobie whisky.
            - Weź, nie pij, bo twoja matka wyczuje i jak zwykle zwali na mnie – nakazała Megan, chowając butelkę z trunkiem. Kaulitz spojrzał na nią z gniewem, jednym haustem wypił to, co miał w szklance i schował ją do barku.
            - Tak… znaczy, tymczasowo nici. Między premierą płyty, a trasą koncertową wyjedziemy, okey? – Spytała Szatynka. – Szkoda tylko, że jeszcze trzeba jakoś święta zorganizować.
            - Nie lubisz świąt? Ej, o której oni mieli tak w ogóle przyjechać? – Spytał, spoglądając na zegarek.
            - Jeszcze wcześnie – orzekła Meg, ni to pytaniem, ni twierdzeniem.
            - Wiesz, że przez te kilka dni nie będziemy mieli prywatności? – Zmienił temat Bill.
            - Nie przesadzaj…
            - Taka prawda, kochanie. Chociaż Tomowi też nie będzie łatwo. Żal mi go…
            - Ciesz się swoim szczęściem, kotku…
            - Mówisz, że to ty jesteś moim szczęściem?
            - Tak, a to nieprawda?
            - Prawda… prawda