poniedziałek, 24 września 2012

35. Pod kontrolą

Cóż… Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Głównie to przez zieloną szkołę i brak czasu/Internetu. Mam nadzieję, że zaciekawi Was ten odcinek i skomentujecie moją pracę. Dzięki! Z dedykacją dla Dream.
Megan włączyła telewizor i przystawiła do ust ciepły kubek z kakao. Oczekiwała na Billa, który poszedł po samochód. Pomimo, iż strasznie się o niego bała, bagatelizowała te uczucia. Ujęła w drugą dłoń pilot i przepstryknęła na swój ulubiony program o modzie. W końcu skoro miała być modelką, musiała wiedzieć o modzie jak najwięcej. Nie marzyła, jednak, o sławie na cały świat. Nie, nie… Wiedziała, jak to kiedyś wykańczało Billa. Zresztą nie tylko jego. Każda gwiazda ma taki moment, kiedy popularność rujnuje psychikę. Meg nie chciała nigdzie wyjeżdżać. Marzyła tylko o tym, że za kilka lat będzie miała dwójkę dzieci, męża i pracę, która cały czas byłaby dla niej pasją. Oczywiście, mężem miał być Bill, bo kocha go całym sercem. I to jest prawdziwa miłość. Wiedziała, że nie obędzie się bez kłótni, może i nawet awantur, ale jak to mówią, prawdziwa miłość przetrwa wszystkie burze. Tymczasem Bill wszedł do domu i odwiesił bluzę. Meg spojrzała na niego i odezwała się:
            - Może dołączysz do mnie?
            - A co mi innego pozostało… - Odparł Kaulitz, ruszając w stronę ukochanej. Usiadł blisko niej.
            - Żartowałem – wytłumaczył z uśmiechem, po czym pocałował ją w czoło.
            - W takim razie jutro pójdziesz ze mną do agencji? – Spytała. Kaulitz przytaknął, objął dziewczynę w pasie i położył głowę na jej ramieniu. Zasnął.
****
Tom obudził się dopiero rano, po czym podsumował, że spał bardzo długo. Słońce było piękne o tej godzinie. Kaulitz chciał jak najszybciej jechać do Rii i swojego syna, dlatego wziął krótki prysznic, wypił kawę i wsiadł do samochodu. W radiu leciała jego ulubiona piosenka. Tom miał fantastyczne samopoczucie i nawet nie wymuszał pierwszeństwa na drodze. Zaparkował po szpitalem i spokojnym krokiem ruszył w stronę sali, w której leżała Ria. Po drodze zatrzymał go lekarz, który opiekował się dziewczyną. Oznajmił Muzykowi, że kobieta w nocy źle się poczuła i słabła.
            - Teraz śpi i dobrze by było gdyby pan jej nie budził. Proszę się nie martwić, wszystko mamy pod kontrolą – zakończył. Gitarzysta tylko westchnął ciężko i zwątpił w swoje i Rii szczęście. Że też wszystko zawsze musi się kiedyś spieprzyć...
****
Megan otworzyła oczy i po kilkudziesięciu sekundach uświadomiła sobie, że leży w jakiejś dziwnej pozycji na kanapie. Bill opierał się o nią głową i… Spał. Dziewczyna przypomniała sobie o wczorajszym zmęczeniu. Spojrzała na nadgarstki. Miała nie zdejmować bandaży, lecz ciekawość zwyciężyła i dziewczyna poluzowała materiał.
            - E-ej… Co ty robisz? – Zapytał nieprzytomny Bill, po czym dosyć przytomnie starał się nadać bandażom ich wczorajszy kształt.
            - Zostaw, kochanie. Chyba sama lepiej to zrobię – przerwała tą ,,walkę’’ Meg. Kaulitz spojrzał na nią z wyrzutem, zaprzestając czynności.
            - Pff… - w wymownym geście odwrócił głowę i wstał, potykając się o stolik. Megan automatycznie roześmiała się, a Bill poszedł do kuchni zrobić sobie kawę.
            - Zrobisz i mi, słodziaku? – Spytała Ria.
            - Nie! Bo się ze mnie śmiejesz!
Megan skończyła zawiązywać bandaż i przeszła do kuchni. Bill stał przy blacie, więc zaszła go od tyłu, po czym objęła go i przytuliła.
            - Wiesz, że cię kocham? – Spytał nieśmiale Kaulitz, wsypując proszek do drugiej filiżanki.
****
Tom usiadł przy ukochanej, która spała i ukrył twarz w dłoniach. Nagle usłyszał jej głos.
            - Tom, źle się czuję, bardzo, bardzo… - wymamrotała Ria. Kaulitz czule spojrzał na nią. Miała mętny wzrok i bladą twarz.
            - Ale co ci jest? Wczoraj było wszystko w porządku. Lekarze mówią, że mają wszystko pod kontrolą.
            - Pamiętaj, że cię kocham... Małego też – szepnęła kobieta, po czym jej głowa bezwładnie osunęła się na poduszkę. Tom próbował ją obudzić, lecz na próżno. Prędko pobiegł po lekarza.

piątek, 7 września 2012

34. Leśny Superman

Cóż, dzisiaj bez cytatu, bo nie mogłam znaleźć odpowiedniego. Jak ktoś zna jakieś fajne cytaty, śmiało może przesyłać na moje gg. Tylko proszę o podanie Autora. ^^ Cóż… Na razie nie planuje powiększać Menu, tylko zapełnię zakładkę Bohaterowie. Wszystkich zapraszam do przeglądania podstron. Strasznie miło mi z powodu, że widzę coraz więcej cennych komentarzy pod odcinkami. Jednak te przenosiny wyszły blogowi na dobre. xD Dziękuję Wam, że jesteście i macie ochotę czytać moje małe ,,dzieło’’. J

Bill wrócił do domu. Odstawił samochód do garażu i wtedy jego serce wywinęło fikołka. Megan gdzieś pojechała, a jeszcze jej nie ma. Zaczął się niepokoić. Przeszedł do willi, tam również nie zastał żadnego śladu, kartki. Szybko wyciągnął komórkę i zadzwonił do niej. Nie odbierała. Skarcił siebie w myślach za panikowanie. Jednak w sercu czuł lęk, że wydarzyło się coś złego. Nie miał, na co czekać. Szybko wsiadł do auta i postanowił objechać całe Los Angeles w poszukiwaniu Meg. W międzyczasie wielokrotnie dzwonił do ukochanej, lecz zawsze włączała się sekretarka. W końcu wpadł na pomysł, żeby pojechać do agencji modelek, która pewnie była celem Megan. Po drodze uważnie się rozglądał. W końcu na poboczu rozpoznał jeden ze swoich starych aut. Rejestracja się zgadzała. Prędko wjechał na pobocze i pognał do okna audi. W środku nikogo nie było. Zobaczył tylko szpilki Megan na jednym z siedzisk. Dotarło do niego, że ktoś ją musiał napaść w lesie. Tliła się jedyna nadzieja, iż dziewczyna znajduje się gdzieś w pobliżu. Bill, bez wahania, zanurkował w leśny gąszcz.
****
            - Tomuś, może pojedziesz do domu? Tyle już siedzisz w tym szpitalu. Przespałbyś się i coś zjadł. O, właśnie! Kiedy ty ostatnio coś jadłeś? Tomek… Musisz mieć siły… - mówiła Ria, z troską patrząc na partnera. Kaulitz siedział obok niej, ale wyglądał, jakby miał zaraz zasnąć. Gdy kobieta skończyła błagalny wywód, spojrzał na nią bez entuzjazmu.
- Dobrze, kochanie. Już mnie nie ma. – Powiedział beznamiętnie, po czym pocałował ją w policzek. Po raz ostatni dotknął jej dłoń i wyszedł z pomieszczenia. Kiedy szedł szpitalnym korytarzem, wydawał mu się strasznie długi. W końcu opuścił instytut i wsiadł do samochodu. Czekał go spokojny sen…
****
Nawoływał ją, jak wariat. Szukał wzrokiem tak dobrze jak tylko się dało. Ciemny i gęsty las utrudniał mu chodzenie, nie mówiąc o szukaniu. Zagłębiał się coraz bardziej, a jego nadzieja z każdą sekunda malała. Wywieźli ją. W końcu zobaczył jakąś postać, skuloną pod drzewem. Biegł potykając się o gałęzie i inne cholerstwa leśnej ściółki. Upragniony moment. Mógł ją przytulić.
- Kochanie, wszystko dobrze? – Zapytał, czule ją ściskając.
- Tak… Już w porządku. Nic mi nie jest. Spałam tylko. Proszę, rozwiąż ten sznur, bo mam poranione nadgarstki – odparł, patrząc na zmęczonego Billa. Chłopak zaraz zaczął rozwiązywać ciasne sznury.
- Jej… Fatalnie to wygląda. Powinniśmy jechać z tym do szpitala. Po drodze mi wszystko opowiesz. – Zadecydował Kaulitz, sprawnie oraz ostrożnie rozciągając więzy. W końcu dziewczyna mogła wstać i za pomocą mężczyzny, dotarli do samochodów.
- Po audi przyjadę później. Dobrze się czujesz? – Spytał troskliwie Bill, wsiadając po stronie kierowcy.
- Bywało lepiej. Myślałam, że umrę w tym lesie ze strachu…
- I dlatego ucięłam sobie drzemkę – dokończył Wokalista, uśmiechając się. Kobieta roześmiała się delikatnie.
- To było ze zmęczenia…
Potem Szatynka opowiedziała o wydarzeniach. Po piętnastominutowej jeździe, dotarli do szpitala. Kaulitz zaprowadził Meg najpierw do recepcji, a później pod odpowiednią salę. Długo czekali, ale w końcu nadeszła ich kolej. Lekarz wysłuchał Meg, starannie obejrzał pokrwawione nadgarstki, pozawijał je bandażami, dał dziewczynie coś na wzmocnienie i pożegnał się z parą.
- Konkretny facet – podsumowała Szatynka z rozbawieniem, gdy wyszli z budynku.
- Chodź, myszko, chodź… Odwiozę Cię teraz do domu i pojadę po audi – zarządził Wokalista, delikatnie pośpieszając partnerkę.
- Dobrze, ty mój leśny Superman’ie – odparła z uśmiechem, wsiadając do auta.