Minęła już z trzydzieści zakrętów i znalazła się gdzieś za miastem, w lesie. Droga była spokojna, zapewne dlatego, że rzadko kto nią jeździł. I to wzbudzało dodatkowe podejrzenia o czarnym marcedesie. Zatrzymała się na poboczu, a niemieckie auto za nią. Megan wysiadła, gotowa opieprzyć kierowcę pojazdu, ale tymczasem on, a raczej oni, zrobili to samo. Pięciu facetów w czarnych okularach i równie czarnych skórach. Meg zastygła w miejscu, kiedy banda do niej podeszła.
- Wiesz, że prezes nadal jest na ciebie zły? – Spytał jeden, mówiąc jej do ucha. Złośliwie zarechotał. Jego drugi kolega rzucił papierosa, dotąd trzymanego w ustach, po czym zgasił go butem.
- Słucham!? Czego ode mnie chcecie? – Zbuntowała się Meg, robiąc krok do tyłu. Jednak za nią stał jeszcze jeden oprych. Okrążyli ją z kpiącymi uśmiechami na twarzach.
- Faktycznie, śliczna jesteś… - kontynuował bandyta, głaszcząc ją po policzku. – Ale jest rozkaz od szefa. Postąpiłaś bardzo nieładnie odchodząc od niego…
Megan zrobiło się sucho w ustach, a skóra na policzku jakby ją piekła.
- Czego ode mnie chcecie?!
- Spokojnie, maleńka… - szepnął jej do ucha trzeci z nich, ale zabrzmiało to jak groźba. Ten, który dotąd stał z tyłu, zaczął jej zawiązywać ręce. Czuła, jak z każdym ruchem traci wolność. Wpadła w panikę. Dziewczyna próbowała się wyrwać, lecz dostała mocno w brzuch. Zobaczyła tylko ciemne plamki przed oczami, a potem zemdlała. Ból był przeszywający.
****
Nieświadomy niczego Bill, siedział z bratem na szpitalnym korytarzu i próbował odwrócić jego myśli od operacji. W końcu lekarz wyszedł z sali, a Tom zarzucił go pytaniami o Rię.
- Operacja przebiegła pomyślnie. Ma pan zdrowego syna – powiedział mężczyzna z uśmiechem, po czym zniknął za zakrętem. Gitarzysta aż usiadł z wrażenia, a Bill pojawił się zaraz obok niego. Zapytał z uśmiechem:
- Powiedz mi, jak to jest drugi raz zostać ojcem?
- Zajebiście…
****
W końcu Ria otworzyła oczy, a Tom uśmiechnął się do niej.
- Co z dzieckiem? – Spytała słabo kobieta, uśmiechając się do ukochanego.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Widziałem go, jest bardzo podobny do ciebie.
- Podobny? Czyli chłopak. W takim razie na pewno wyrośnie na takiego przystojniaka jak ty.
- Nie zaprzeczam.
- Ale ty jesteś skromny – zaśmiała się dziewczyna.
- A tak w ogóle, jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale cieszę się, że mam teraz dwóch kochanych chłopaczków. To musiało być dla ciebie straszne, to czekanie na koniec operacji…
- Na szczęście Bill do mnie przyjechał.
- A gdzie on teraz jest?
- Zmył się do domu, ponoć miał z Megan jechać do agencji modelek.
- Ulala…
- Chcesz zobaczyć małego?
- Oczywiście.
- Poczekaj, zaraz zapytam jakąś pielęgniarkę.
****
Dziewczyna oprzytomniała. Bandytów, na szczęście, nie było. Ale musieli ją strasznie pobić, bo wszędzie odczuwała ból. Spojrzała na siebie i nie zobaczyła żadnych większych obrażeń. Próbowała wstać, lecz ręce miała przywiązane do drzewa. Zostawili ją w ciemnym lesie. Nawet nie miała pojęcia, gdzie się znajduje oraz ile już tu siedzi. Próbowała szarpać się ze związaniem na różne sposoby, ale każdy ruch bolał ją coraz bardziej. Zaprzestała i zrezygnowana usiadła. Było zimno, ponieważ słońce już pół godziny temu rozpoczęło zachód. Chciało się jej płakać, ale próbowała się uspokoić. To wszystko przez to, że nie poczekała na Billa. Pozostawało jej jedynie czekać. Na śmierć albo na ratunek.